Pele
Administrator
Dołączył: 10 Lut 2008
Posty: 1040
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: mój wyimaginowany świat
|
Wysłany: Pią 17:08, 04 Gru 2009 Temat postu: Reporter opisał swoją śmierć |
|
|
Był tam, gdzie stawała się historia. W 1975 r. pozostał w Sajgonie, by relacjonować wkroczenie do miasta wojsk komunistycznych. Konfliktowi w Wietnamie poświęcił "Skórę lamparta" – dziennik korespondenta wojennego i reportaż "Giai Phong! Wyzwolenie Sajgonu". Przez lata pracował dla "Der Spiegel" – nadsyłał korespondencje m.in. z Chin. W 1985 r. został aresztowany za "działalność kontrrewolucyjną". Wspomnienia z tego czasu zawarł w tomie "Zakazane drzwi". W 1991 r. obserwował upadek sowieckiego imperium, co opisał w "Dobranoc, panie Lenin".
Historia jednej przepowiedni
O podróżnej prozie "Powiedział mi wróżbita", która właśnie ukazała się w Polsce, Ryszard Kapuściński pisał: "Książka głęboka, bogata, przeniknięta skupionym namysłem". Okoliczności powstania reportażu są niesamowite. W 1977 r. w Hongkongu chiński wróżbita spojrzał na Terzaniego i powiedział: – On mnie interesuje.
W pokoiku rozchodził się zapach kadzideł. Na podłodze stała miska z ryżem i pomarańczami – pokarm dla bóstw i przodków. Wróżbita miał wygoloną głowę. Kościste ręce złożył na liczydłach. Zmierzył reporterowi długość przedramienia, zbadał czaszkę, spytał o datę urodzenia. Wtedy stwierdził:
– Rok temu miałeś zginąć gwałtowną śmiercią, ale uratował cię uśmiech...
Terzani sceptycznie nastawiony do wróżb zaczął słuchać uważniej. Rok wcześniej w Kambodży Czerwoni Khmerzy chcieli go rozstrzelać jako amerykańskiego szpiega. Widząc wycelowane w siebie lufy, zdobył się na uśmiech. Wyjął paszport i po chińsku wyjaśnił, że jest Włochem. Wśród gapiów znalazł się ktoś, kto przetłumaczył te słowa na khmerski. Po kilku godzinach dziennikarz był wolny. Skąd wiedział o tym chiński wróżbita?
– Uważaj! – dodał starzec. – Jest wielkie ryzyko, że zginiesz w roku 1993. Nie powinieneś wtedy latać samolotem! Nigdy, ani razu!
"Przepowiedziano mi śmierć, a tymczasem odżyłem – napisał Terzani, który postanowił nie kusić losu. – To, co zrazu wydawało mi się klątwą, okazało się błogosławieństwem. Rytm moich dni radykalnie się zmienił wraz z tym, jak musiałem podróżować przez Azję i Europę pociągiem, statkiem, samochodem, a niekiedy po prostu na piechotę. Dystanse znowu nabrały właściwych rozmiarów, a ja odzyskałem poczucie odkrywania i przygody".
Pogodzić się ze śmiercią
Gdziekolwiek Terzani znalazł się owego roku, szukał miejscowych proroków i wizjonerów. Wszystkich pytał o swój los i badał, czy odpowiedzi układają się w sensowną całość. Jak pisze, każde spotkanie było przygodą, ale na samych przygodach się nie skończyło. Dzięki przepowiedni wróżbity Terzani zaczął wnikać w świat intuicji i sugestii. Chciał się przekonać, ile pozostało z tajemnicy Wschodu, który przez lata pociągał ludzi Zachodu. Chiński wróżbita przyczynił się więc do poszerzenia horyzontów reportera, ale przede wszystkim uratował go od katastrofy. 15 marca 1993 r. w Kambodży rozbił się helikopter ONZ z 15 dziennikarzami na pokładzie. Pośród nich znalazł się następca Terzaniego.
Druga z książek, po jakie może teraz sięgnąć polski czytelnik, nosi tytuł "Nic nie zdarza się przypadkiem". Zaczyna się od diagnozy, jaką reporterowi postawił lekarz: "Ma pan raka".
– Terzani napisał reportaż o swojej śmierci – mówi Anna OsmólskaMętrak, autorka przekładu. – Choroba stała się dla pisarza pretekstem do odbycia jeszcze jednej podróży – stąd tytuł, który w oryginale brzmi "Ostatni obrót na karuzeli". Terzani wyruszył przez Azję szlakiem miejsc, gdzie kiedyś mieszkał. Wybrał się do Ameryki – tam w młodości studiował sinologię. Ale była to także wyprawa w głąb siebie. W ciągu siedmiu lat poszukiwał remedium na raka. Sięgał do metod medycyny konwencjonalnej i niekonwencjonalnej, by w końcu dojść do wniosku, że siłę powinien znaleźć w sobie. Zrozumiał, że jeśli życie człowieka okaże się piękne i spełnione, piękna może być także śmierć. Należy ją przyjąć i potraktować nie jako koniec życia, lecz jako szansę na jego przedłużenie.
Uczeń Kapuścińskiego
Krytycy porównują Terzaniego do autora "Cesarza". O włoskim reporterze możemy przeczytać w "Lapidarium III".
– Kapuściński nigdy nie poznał Terzaniego, ale spotkał wdowę po nim – mówi Jarosław Mikołajewski, poeta i eseista, dyrektor Instytutu Polskiego w Rzymie. – Podczas rozmowy, której byłem świadkiem, pani Terzani wspominała, że kiedyś powiedziała do męża: "Piszesz jak Kapuściński". Odparł: "To największy komplement, jaki mogłem usłyszeć". W październiku 2006 r. Kapuściński otwierał w Rzymie Festiwal "Corso Polonia". Mówił wtedy o dwóch nurtach we włoskim dziennikarstwie: jeden uosabiała Oriana Fallaci, drugi reprezentowali Malaparte i Terzani. Po ich stronie opowiadał się Kapuściński. Był za reportażem literackim, uczestniczącym.
– Jako wielbicielka twórczości Ryszarda Kapuścińskiego muszę stwierdzić, że pod względem stylu Terzani mu nie dorównał – przyznaje Anna Osmólska-Mętrak. – Jego twórczość – choć osobista, pełna dystansu i doprawiona ironią – jest bardziej surowa od dzieła Polaka. Natomiast wspólne jest łączenie filozofii i polityki. Obaj pisarze nie stronili od dobrej anegdoty. Obaj też uczyli szacunku dla innych kultur.
– O ile autor "Hebanu" otworzył nam oczy na Afrykę, o tyle Terzani przybliżał Azję – wyjaśnia Anna Osmólska-Mętrak. – Wobec wielowiekowej kultury tego kontynentu zachowywał pokorę. Wiele się tam nauczył. Był wyrozumiały dla ludzkich słabości. Innego człowieka traktował z sympatią. Próbował go poznać, a swymi odkryciami hojnie dzielił się z czytelnikiem.
Źródło : Rzeczpospolita/Bartosz Marzec
|
|